Klasa gruntów się nie zmienia?
Podobno chodzi po okolicy fama, że u tych twardogłowych ze Starostwa w Ożarowie Mazowieckim nie można zmienić klasy gruntów. Choć temat jest trudny, pozostanę tym twardogłowym i opowiem o tym z odrobiną humoru.
Czy wiecie coś o procesie glebotwórczym? Zacytuję tu pierwszą linijkę z Wikipedii - jest to „zespół zjawisk fizycznych, chemicznych, biochemicznych i biologicznych zachodzących w wierzchnich warstwach skorupy ziemskiej powodujący przekształcanie skały macierzystej w glebę określonego typu oraz dalszy jej rozwój”. Jak myślicie – ile on trwa? „Proces tworzenia się gleb jest niezwykle powolny. Do wytworzenia 1 cm gleby w warunkach naturalnych potrzeba 100‐500 lat. Oznacza to, że 20 cm warstwa gleby powstaje przeciętnie w trakcie 2000‐10 000 lat. Znacznie dłużej trwa wytworzenie pełnego profilu glebowego” - to inny cytat z e-podręcznika opublikowanego na stronie www.zpe.gov.pl prowadzonej przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Dodam, że jestem absolwentem Wydziału Geodezji i Kartografii Politechniki Warszawskiej na specjalności geodezyjne urządzanie terenów wiejskich z rozbudowanym programem z zakresu gleboznawstwa i rolnictwa…
Czy wyobrażacie sobie w tym kontekście, co myślę patrząc w oczy interesanta, który przychodzi do nas mówiąc, że mu się zmieniła jakość gleby i trzeba coś zrobić, żeby prawidłowa klasa była wykazywana u nas w rejestrze? Czy wyobrażacie sobie moją minę? Delikatnie rzecz ujmując - staram się pohamować rozbawienie. Trzeba tu koniecznie dodać, że powszechną klasyfikację gruntów w Polsce, wykonano dość dobrze głównie w latach 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku. Minęło lat może 70. A zatem, w warunkach naturalnych, a o takich głównie mówimy (wrócę za chwilę do tego tematu), proces glebotwórczy mógł zmienić parametry gleby na głębokości mniejszej niż 1 cm – to maksymalnie, a prawdopodobnie będzie to ułamek milimetra. Domyślam się, że być może u niektórych z Was pojawił się sprzeciw. I raczej wiem dlaczego.
Jednym z zadań nałożonych prawem na starostów jest ochrona gruntów rolnych i leśnych. Poświęcona jest tym zagadnieniom cała ustawa, która ponoć ma być wkrótce sporo przemodelowana. Zobaczymy. Na starostów nałożono także zadania związane z prowadzeniem gleboznawczej klasyfikacji gruntów. Ochrona gruntów rolnych i leśnych i gleboznawcza klasyfikacja gruntów mają ze sobą sporo wspólnego, bowiem od klasy gruntów uzależnione są procedury i koszty związane z potocznie zwanym „odrolnianiem”, czyli uzyskaniem zezwolenia, a następnie wyłączaniem gruntów z produkcji rolnej. O lasach tu w ogóle nie będziemy mówić, bo to temat jeszcze trudniejszy i nie zależny tylko od starostów. Może poświecimy temu kiedyś osobną odsłonę. Sprawy związane z „odrolnianiem” (a prawidłowo: wyłączeniem gruntów z produkcji rolnej) w SPWZ prowadzi Wydział Gospodarki Mieniem, a zatem wybaczcie, ale Felietony geodety nie będą się w nie wgłębiać. Jednakże jakaś wiedza o z tego obszaru będzie nam potrzebna do dalszych rozważań. Otóż - wyłączenie gruntów z produkcji rolnej gruntów słabszych nie przysparza problemów. Im grunty o lepszej klasie przydatności, tym legalne wyłączenie jest trudniejsze i kosztochłonne, a dla gleb najlepszych czasem wręcz niemożliwe.
A na czym zależy najczęściej w tej materii naszym drogim Interesantom? Ano nigdy nie mówią nam, że jakość ich gruntów prawdopodobnie jest lepsza, niż jest to wykazywane w rejestrach. Zawsze chodzi im o obniżenie tej jakości. Dlaczego im może na tym zależeć? - odpowiedź już chyba znacie… W naszym Powiecie trwa przede wszystkim ekspansja infrastrukturalna – kurczy się areał upraw kosztem przede wszystkim budownictwa mieszkaniowego oraz usługowego. I to pomimo tego, że na obszarach gdzie mamy największą ekspansję, grunty są całkiem dobre. Mamy tam sporo klasy IIIa, ale występują też enklawy klasy II, a trafia się i I (klasy użytków rolnych zawierają się w przestrzeni I-VI). Oczywiście - w Polsce, i w naszym Powiecie również, przeważają grunty klas słabszych i stąd właśnie utrudnienia w uzyskiwaniu zezwoleń do wyłączenie z produkcji rolnej gruntów najlepszych.
Szybsza, niż standardowa zmiana profili gleb, co skutkuje rewizją oceny przydatności gleb do upraw (o czym na wstępie), oczywiście jest możliwa. A to na przykład na skutek gwałtowniejszych zjawisk przyrodniczych, jakimi mogą być powodzie, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów. Przysłużyć się mogą temu również siły „nienaturalne”, jak na przykład działalność wydobywcza, a następnie rekultywacja, czy też oddziaływania na stosunki wodne większych inwestycji poprzez obniżenie lub podwyższenie poziomu wód gruntowych. Proszę przy tym pamiętać, że źle działający system melioracyjny, nie jest podstawą do wszczęcia jakichkolwiek działań w zakresie zmiany klasyfikacji gleboznawczej. Utrzymanie w należytym stanie wybudowanych onegdaj przez Państwo systemów melioracji szczegółowych należy do właścicieli nieruchomości, na które te systemy oddziaływają. Wybudowane one były w większości ku uciesze prowadzących uprawy rolników, gdyż skutkowało to podwyższeniem plonów, a czasem też zwiększenia areałów upraw. Ja wiem, że sytuacja na niektórych obszarach już wymyka się spod kontroli. Że wybudowane osiedla poprzecinały czasami istniejące systemy. Nikt o to nie zadbał przy tak intensywnym rozwoju. Ale jak na razie, w kontekście gleboznawczej klasyfikacji nie za bardzo można coś z tym zrobić.
Klasyczna sytuacja przy wniosku o zmianę klasy gruntów (klasyfikowane są jedynie użytki rolne i leśne) wygląda następująco: badamy wniosek, badamy dokumentację, niekiedy dokonujemy wizji w terenie, najczęściej nie znajdujemy podstaw do przeprowadzenia jej z urzędu, gdyż nie ma podstaw o których mówiłem wyżej do zmiany w tym zakresie. Nie możemy jednakże odmówić możliwości działania wnioskodawcy. Jeśli się upiera, upoważniamy przygotowany merytorycznie podmiot zewnętrzny do wykonania prac polowych (odkrywki glebowe) i wykonania operatu ze sprawdzenia gleboznawczej klasyfikacji gruntów. Kosztami obciążony jest posiadacz nieruchomości (w przypadku potopu, trzęsienia ziemi, itp., starosta może działać „z urzędu” - koszt sprawdzenia gleboznawczej klasyfikacji pokryłby Skarb Państwa). Poddajemy ocenie wyniki prac klasyfikatora (w przypadkach wątpliwych możemy na koszt Państwa wykonać ekspertyzę kontrolującą wyniki prac klasyfikatora) i wydajemy decyzję. I tu niespodzianka... Kilkukrotnie zdarzyło się, że pomimo zmian proponowanych przez klasyfikatora, wydaliśmy w tym zakresie decyzje odmowne, oczywiście odpowiednio dowodowo je uzasadniając. Co więcej – odwołania od tych decyzji nie przyniosły korzystnego dla wnioskodawców rezultatu... Organ odwoławczy, a czasem również sąd administracyjny, utrzymywał nasze decyzje w mocy.
Nie namawiam więc Was do podejmowania prób w tym zakresie. Ale i zabronić nie mogę. Nie można wykluczyć bowiem zaistnienia sytuacji, w której faktycznie nastąpiły jakieś poważne zmiany czynników zewnętrznych, wpływających na przydatność rolniczą gleby. Warto sobie przy tym zdać sprawę, że kontur klasyfikacyjny co do zasady „nie zna” granic nieruchomości (działek). Jest od nich całkowicie niezależny (patrz załączony przykład). Trzeba mieć więc świadomość, że sprawdzające opracowanie klasyfikatora co do zasady powinno objąć znacznie większy obszar, niż teren w granicach działki jednego właściciela.
Dariusz Pręgowski
Geodeta Powiatowy
