Granicy nie widać…
Może zaprotestujecie, czytając ten tytuł, bo u Was widać. W większości przypadków pomimo to wątpię. Otóż co to jest granica?
Zacznijmy od definicji granicy działki ewidencyjnej i granicy nieruchomości. Granica działki ewidencyjnej to linia łamana albo odcinek, wspólna dla dwóch sąsiadujących ze sobą działek ewidencyjnych (…). Lektura stron internetowych przynosi definicję granicy nieruchomości z Kodeksu cywilnego, choć ściśle rzecz biorąc – takiej definicji w nim nie znalazłem: granica nieruchomości to linia łamana lub odcinek rozdzielający części powierzchni ziemskiej stanowiące odrębny przedmiot własności (…). Tak, czy owak, granica to „linia lub odcinek”. Jeśli ktoś uczył się uważnie w szkole podstawowej, to wie, że linia składa się z nieskończenie wielu punktów ustawionych jeden za drugim, nieskończenie blisko siebie, a punkt to takie coś nieskończenie małego, czego trudno szukać nawet pod mikroskopem. A zatem ani linii, ani punktu zobaczyć nie można. A to, że w szkole kazali nam rysować punkt albo linię, to należy takie polecenie raczej traktować symbolicznie, tylko po to, żeby zrozumieć i wyobrazić sobie o co chodzi, bowiem ściśle, linii narysować nie można, tak samo, jak i punktu! No dobrze, to tylko filozofowanie (choć jednak!). Zapytam więc inaczej - czy widzieliście taką linię na Waszej granicy? Nawet taką cieniutką, którą jednak widać? Taką cienką, jak narysowaną ołówkiem? Wątpię. Widzieliście może podmurówkę, ogrodzenie, miedzę, ale nikt nigdy raczej takiej linii nie rysował. A jaką szerokość ma Wasza miedza, podmurówka, czy cokolwiek co „symbolizuje” Waszą granicę? Czy to coś można choć trochę utożsamić z „linią” nieskończenie cienką, no może jak choćby linia narysowana ołówkiem? I gdzie ta narysowana linia będzie przebiegać po Waszej podmurówce, miedzy, itp. Z której strony? Po środku? A może całkiem z boku? A może trochę z boku?
Granicy więc nie widać! A skąd i z jaką dokładnością można Waszym zdaniem określić przebieg tej granicy? I tu zbliżamy się do sedna sprawy. Wprawdzie przebieg wszystkich granic został kiedyś jakoś określony, ale dokonywano tego różnymi metodami. Od określenia typu np. „od strumienia do lasu”, map rysunkowych (szkiców) o małej skali i wątpliwej kartometryczności, poprzez inne mapy, obliczenia i wykazy, czasem w lokalnych układach współrzędnych, aż dziś - do współrzędnych określonych dla punktów załamania linii granicznych w jednym państwowym układzie. Dlaczego to takie ważne, żeby Wam to uzmysłowić? Bo choć dziś geodeci dysponują technologiami umożliwiającymi określenie w terenie położenia punktów (wyznaczenie położenia) lub też pomiaru z bardzo wysoką dokładnością, to wszystko zależy od tego, czy mają z czego wydobyć dane określające to położenie. Czyli, czy materiał wyjściowy (archiwalny) opisujący przebieg granicy jest na tyle dokładny i zawiera takie dane, że można na jego podstawie z odpowiednią precyzją określić to położenie. I w tym cały problem… Technologia jest, ale dane są często słabe.
Wymagania dotyczące dokładności określenia położenia nowych punktów granicznych dziś to 10 cm względem punktów osnowy geodezyjnej (nie będę tu wchodził w szczegóły nie interesujące większości z Was, ale punkty osnowy to punkty, których współrzędne w jednolitym układzie współrzędnych są dostępne wszystkim geodetom). I tylko punkty załamania granic określone z taką dokładnością, spełniają dziś wymagania nałożone przepisami. Osiągnięcie tej dokładności przy pomiarze, czy wyznaczeniu położenia, nie przysparza dziś geodetom żadnych problemów. Za to materiały wyjściowe… Na obszarze naszego powiatu, znaczna część materiałów wyjściowych na terenach wiejskich umożliwia określenie położenia punktów granicznych z dokładnością… 3 metrów, o ile dotychczas (od czasu założenia ewidencji gruntów w latach 60/70 ubiegłego wieku) nie wykonano żadnych opracowań geodezyjnych dotyczących przebiegu tej granicy. Na terenach miast sytuacja jest znacznie lepsza. I cóż z tego więc, że geodeta może wyznaczyć punkt (jakieś miejsce) z dokładnością centymetrową, jeśli nie wie, co ma wyznaczać? Jeśli dane do tego wyznaczenia nijak nie mogą do tego służyć. Nie wiem, czy rozumiecie ten problem, ale mam nadzieję, że dość jasno to wytłumaczyłem. Spora część punktów granicznych w naszej ewidencji, choć ma określone współrzędne z ostrością do 1 cm, to współrzędne te zostały pozyskane z materiału, do którego zaufanie można mieć na poziomie 3 m dokładności…
Ale przecież trzeba sobie jakoś radzić… W naszym regionie stabilizacja (utrwalenie) punktów granicznych nie zyskała na popularności w ostatnich dziesięcioleciach. Ponoć inaczej jest na obszarze zaboru pruskiego, gdzie przez wiele dziesięcioleci istniał zwyczaj stabilizacji. Znaki graniczne na terenach wiejskich najczęściej objawiają się słupkami granitowymi czy betonowymi z wyrytym krzyżem. Każdy z Was może zamówić taką stabilizację u geodety – wszak ochrona granic, w tym znaków granicznych, należy do właścicieli graniczących nieruchomości. Nikt za Was tego nie zrobi. Za niszczenie znaków grozi kara. Jedyną fizyczną wizualizacją w terenie granicy (linii granicznej) jaką sobie wyobrażam, jest przeciągnięcie napiętej nitki (sznurka) pomiędzy dwoma znakami granicznymi. Znakami zastabilizowanymi lub wyznaczonymi przez geodetę. Znak graniczny nie koniecznie może przyjmować formę wkopanego słupka. Dawniej na terenach podmokłych były to np. pale dębowe. Czasem markuje się te miejsca palikami, rurkami drenarskimi, czy rurami lub prętami stalowymi. Tam, gdzie punkt graniczny wypada na obiekcie infrastruktury (np. chodnik, krawężnik, studzienka, podmurówka, budynek), miejsce położenia punktu granicznego można zastabilizować specjalnym bolcem, gwoździem, lub też zamarkować np. znakiem farbą. Znak graniczny, to dobra forma utrwalenia miejsca położenia punktu granicznego. Przy takiej okazji geodeta sporządza szkic, deponuje go w państwowym zasobie i to pozwala w przyszłości na dokładne odtworzenie jego położenia w przypadku zniszczenia (które zresztą jest karalne). Kiedyś przy stabilizacjach punktów granicznych istniał zwyczaj wkładania tzw. „podcentra” pod słupek. Najczęściej w formie szklanej butelki umieszczonej do góry dnem. A skąd tyle butelek miał geodeta pod ręką, to już tajemnica poliszynela… Tak, czy owak, nawet w przypadku zniszczenia znaku głównego, jego położenie daje się odtworzyć poprzez podcentr (tzw. stabilizacja dwustopniowa).
A jak sobie poradzić w przypadku, gdy geodeta nie może z odpowiednią dokładnością wyznaczyć punktów granicznych w miejscach załamania granic, gdyż nie ma wystarczająco dokładnych danych (dokumentów)? Otóż istnieją procedury ustalenia przebiegu granic. Najlepiej, gdy obie strony są zgodne, wtedy można złożyć do protokołu zgodne oświadczenia, geodeta pomierzy wskazane miejsce, na życzenie właścicieli może zastabilizować znak graniczny i sporządzi odpowiednią dokumentację. Geodeta jest zobowiązany przy tym do oceny, czy wskazywane miejsce nie koliduje z dostępną dla niego dokumentacją. Zazwyczaj bowiem jest jakaś dokumentacja, która choć z niewystarczającą dokładnością, to określa pewne otoczenie, w którym punkt graniczny się powinien znajdować. Jeśli zgody sąsiedzkiej nie ma, sytuacja się komplikuje. Geodeta może wtedy samodzielnie ustalić miejsce położenia punktu granicznego w oparciu dostępne dla niego dokumenty i ślady graniczne. Taką granicę ujawnia się również w ewidencji gruntów. Zawsze też można wnieść do wójta/burmistrza o ustalenie przebiegu granic w drodze rozgraniczenia. W tej sprawie wydaje on po przeprowadzeniu postępowania i pracy geodety decyzję (strony w trakcie mogą również podpisać ugodę). Jeśli i decyzja zostanie zakwestionowana, o ustaleniu przebiegu granic (rozgraniczeniu) orzeka sąd przy udziale niezależnego biegłego geodety.
Takie procedury wydłużają moment ustalenia przebiegu granic i położenia punktów granicznych. Czasem też rosną koszty. Niejednokrotnie przy tym ujawniają się spory i kłótnie sąsiedzkie, czy rodzinne. A często stronie, czy stronom zależy na czasie. Pamiętajcie więc, że zawsze zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Pomijając zdarzające się rzadko przypadki świadomego naruszania granic, bardzo często te nieporozumienia wynikają z braku dokładnych danych o ich przebiegu, co ma uwarunkowania historyczne, na które nie mieli wpływu ani posiadacze nieruchomości, ani administracja. Nie ma tu niczyjej winy. Pamiętajcie też, że powstające problemy graniczne, często wynikają też z zaniedbań posiadaczy obydwu graniczących nieruchomości (działek). Czy Wy lub Wasi poprzednicy, zadbaliście o stabilizację (utrwalenie) punktów granicznych, czyli tzw. graniczników?
Dariusz Pręgowski
Geodeta Powiatowy